Na gruzach
Colosseum
W piątek 8 września rano powstańcy przypuszczają kolejny szturm, zajmują Café Club i kino Colosseum. Rotmistrz osobiście przejął dowodzenie 3. Kompanią, kiedy dotarła do niego wiadomość, że zaczyna ona opuszczać ten ważny punkt strategiczny, jakim był budynek kinowy. „Nie było czasu na namyślanie się. Wiedząc, jakie mogą być konsekwencje tego wycofania, szybko podążyłem na pierwszą linię, wołając: «Chłopcy, za mną naprzód, na stanowiska». Wszyscy skoczyli do przodu i zaczęliśmy wypierać Niemców za pomocą granatów i ostrzału z broni maszynowej. Wybrawszy odpowiedni wyłom w ścianie «Colosseum», otworzyłem ogień z pistoletu maszynowego do przebiegających przede mną o jakieś 30 metrów Niemców. Oni też mnie zauważyli. W czasie tego kontrataku otrzymałem postrzał w lewe kolano z przebiciem tętnicy. Straciłem przytomność…”.
Ciężko rannego dowódcę z pola ostrzału wynieśli podchorążowie „Jut” i „Jeż”. Gdyby nie ich odwaga i śmiała decyzja, groziła mu śmierć z powodu silnego krwotoku. Przytomność odzyskał dopiero w polowym szpitalu na ulicy Chmielnej. Nocą podchorąży „Tomek” i łączniczka „Anna” zorganizowali ekipę – 4 żołnierzy, którzy przenieśli dowódcę pod nieustannym ostrzałem do jego domu przy ulicy Żelaznej 29. Niestety, z domu pozostały tylko gruzy. Umieszczony więc został w piwnicy.
„Znalazłem się pod troskliwą opieką mojej żony i zadziwiająco szybko zacząłem odzyskiwać siły. Rany goiły się bardzo dobrze. Rozpocząłem próby poruszania się o kulach i myślałem o ponownym objęciu dowództwa. Niestety, dotarły do mnie wiadomości o rokowaniach kapitulacyjnych”.
Codziennie łączniczka przynosiła meldunki z pola walki, sporządzane przez podchorążego „Leszka”. Położenie stawało się coraz trudniejsze; zapasy amunicji były na wyczerpaniu. Wiadomości te odbierały wszelką nadzieję. Komenda Główna uznała dalszą walkę za beznadziejną i po depeszach z Londynu upoważniła dowództwo powstania do podjęcia rozmów na temat kapitulacji. Pierwsze spotkanie z przedstawicielami strony niemieckiej zostało wyznaczone na niedzielę 10 września, ale nie doszło do skutku. Zarówno cywilom, jak i wojsku coraz bardziej dawał się we znaki głód, wzrastała śmiertelność wśród osób starszych i dzieci, które najgorzej znosiły te trudne warunki. 13 września samoloty sowieckie dokonały zrzutów kaszy, konserw, sucharów i marmolady, ale była to kropla wody w morzu potrzeb wielkiego miasta. Podczas walk na Nowym Świecie śmiertelnie ranny został porucznik „Szary”; zaledwie kilka dni pełnił obowiązki dowódcy batalionu po rotmistrzu „Leliwie”. Jego miejsce zajął porucznik „Jarząbek”, który z resztek 2., 3. i 6. kompanii utworzył kompanię zbiorczą „Kiliński”. Z każdym dniem nadchodziło coraz więcej smutnych wiadomości o śmierci przyjaciół, bliskich współpracowników i młodych podchorążych. 18 września na niebie ukazała się flotylla samolotów amerykańskich. Początkowo sądzono, że to desant wojsk alianckich. Były to jednak tylko zrzuty pojemników zawierających żywność, leki i broń. Zrzucane ze znacznej wysokości wylądowały po stronie niemieckiej i nie dotarły do rąk powstańców. 200 000 mieszkańców Śródmieścia dokuczał nie tylko głód (raz dziennie wydawano zupę z kaszy jęczmiennej), ale także brak wody. Całe Śródmieście pokryte było ruinami i usiane cmentarzyskami. Od 22 września wprowadzona została nowa struktura organizacyjna Armii Krajowej, dowódcy ujawnili swoje prawdziwe nazwiska. Wydane zostały też ostatnie rozkazy dotyczące spraw personalnych. Rotmistrz Leliwa-Roycewicz został awansowany ze starszeństwem z 17 września 1944 roku do stopnia majora, a tydzień później otrzymał nominację do stopnia podpułkownika. Odznaczony został także krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy.
Po 63 dniach walki Powstanie Warszawskie upadło. Kapitulacja została ogłoszona w rozkazie dziennym generała „Bora” drugiego października, a następnego dnia rozpoczął się exodus ludności cywilnej. Żołnierze „Kilińskiego” złożyli broń piątego października, a potem jeszcze przez cztery dni patrolowali ulice Śródmieścia, pilnując porządku podczas wymarszu oddziałów powstańczych.
9 października rotmistrz „Leliwa” – bo tak nadal się do niego zwracano – wysłuchał wraz z rodziną ostatniej audycji radiostacji „Błyskawica”. Informowała ona, że wraz z ludnością cywilną miasto opuściły władze Delegatury Rządu.


_edited.jpg)
STANISŁAW BRZOSKO
(1922-2020)
- żołnierz Armii Krajowej, podczas Powstania Warszawskiego dowódca 2. kompanii Batalionu Kiliński. Brał udział m.in. w zdobyciu Poczty Główneji, PAST-y i Colosseum -
tak wspomina walkę o Colosseum i swego dowódcę - Leliwę:
(...) Dostajemy rozkaz: do kina „Colosseum”. Bo tam się Niemcy wdzierają, bo nie udało im się tu – zaczęli atakować od drugiej strony, od strony Alei Jerozolimskich. Bo kino „Colosseum” było blisko rogu, było takie kino przed wojną. W kinie „Colosseum” zaczęli się wdzierać do foyer, a tam była 3. kompania, która siedziała tam, gdzie jest ekran. No i ich wyparli stamtąd. Teraz trzeba było pomóc 3. kompanii, żeby oni z powrotem mogli odzyskać [miejsce]. Myśmy się ustawili z boku, żeby wspierać ich natarcie. Tylko że Niemców ni diabła nie widać – tak się dobrze pochowali w tych ruinach, że nikogo nie było absolutnie widać. Próbowali, nie wychodzi. Roycewicz więc złapał pistolet maszynowy i ruszył do przodu, [mówiąc:] „Chłopcy za mną! Do szturmu!”. Przez salę kinową biegną, on też biegnie. Chciał porwać tych żołnierzy, ale widzę, jak ci ludzie po kolei padają. On w końcu też padł – udało się go wyciągnąć. Podchorąży Jeżewski, późniejszy pułkownik chirurg, uratował go wtedy i przeciągnął. Bo było tam wąskie przejście, z którego można się było wycofać. (...)
Warszawa, 15 lipca 2006 roku
Rozmowę prowadził Mateusz Weber
***
O charakterze „Leliwy” muszę powiedzieć, że jeśli idzie o „Leliwę”, nie wiem, „Leliwa”, jakoś nie bardzo wiem dlaczego, sobie wybrał na dowódcę kompanii mnie, upatrzył sobie. On twierdził, że mnie obserwował od dłuższego czasu i uznał, że… Bo ja się wykręcałem od tego, nie bardzo czułem się na siłach. Moja rozmowa z „Leliwą”: „Obejmiesz kompanię”. – „Panie rotmistrzu, ale przecież są oficerowie, są starsi ode mnie, wyżsi [stopniem]”. – „Masz objąć kompanię. Tu nie chodzi o stopień, o przeszkolenie, o inne rzeczy”. Sobie tak wykombinował, wybrał mnie. Ale muszę powiedzieć, że przy tym wszystkim on był wymagający, ale jeśli idzie o mnie, to czułem jego pomoc i opiekę, on tak jak gdyby po ojcowsku do mnie podchodził.
-
Konkretnie, mógłby pan przytoczyć jakiś przykład?
Taki przykład bardzo prosty. Siedzimy na odprawie u „Leliwy”, właśnie jest „Szary”, „Szczepanek”, „Grot” i inni, ci koledzy z Białegostoku, nie wiem, jakaś odprawa, i zjawił się krawiec. Wtedy ludzie z pełnym entuzjazmem przynosili, co mieli, to był początek Powstania. Jakiś krawiec przyszedł do „Leliwy” i przyniósł dwa polskie mundury, przedwojenne, rarytas. „Leliwa” mówi: „Mam dwa mundury – a nas tutaj siedzi dziesięciu, dowódcy kompanii wszystkich i tak dalej, starsi ode mnie stopniem i wszystkim – no i przydzielam. Pierwszy dostanie »Szary«, czyli Silkiewicz, a drugi dostanie »Socha«, czyli Brzosko”. Więc konsternacja była, ale to było dowodem, jakie miał podejście „Leliwa” do mnie. Tych dwóch wyróżnił.
-
Czy miał pan po wojnie z nim kontakt?
Oczywiście. Jeśli idzie o jego odwagę, no on dowodził, na budynku PAST-y to on raczej dowodził, ale byłem świadkiem jego ostatniej akcji w kinie „Colosseum”, gdzie on prowadził kompanię osobiście do szturmu, właściwie takiego straconego, ale sytuacja była stracona. Zresztą nie wiem, czy to warto mówić w tej chwili, bo to temat zupełnie… Wtedy był…
-
Jak żeście przeżyli komunizm, to znaczy jak żeście panowie zaakceptowali zmiany?
Zmian to nikt nie akceptował, każdy się chował jak mógł. Była sytuacja u nas taka, że był komitet ekshumacyjny, którego przewodniczącym był „Leliwa”. Pamiętam dyskusję, jeszcze wtedy on był majorem, po Powstaniu, mówię: „Panie majorze, róbmy spisy poległych, niech pan tutaj nie ma spisów żyjącej kompanii, bo to może się źle skończyć”, no i nie miał, miał tylko spisy…
-
Poległych.
… i to go właściwie… I mimo to zamknęli całą trójkę, cały zarząd tego komitetu. To znaczy on, Lubicz-Nycz, jeszcze ktoś trzeci tam siedział tylko za to, że mieli karty i wykaz grobów. Ale gdyby mieli wykaz całej kompanii, to nie wiem, jakby się skończyło.
Nagranie z16 marca 2012 roku.
Rozmowę prowadził Marek Miller
Powyższe fragmenty wywiadów ze Stanisławem Brzosko pochodzą z Archiwum Historii Mówionej ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego